Spotkanie wigilijne - 04.12.2007 r.
- Szczegóły
- Kategoria: życie klubowe
- Opublikowano: 12 listopad 2013
- KasiaG
- Odsłony: 5092
Jak co roku, w grudniowe popołudnie, członkinie LC Gdańsk Amber spotkały się na uroczystej wigilijnej kolacji klubowej. Spotkanie bez porządku obrad, spraw do omówienia, dyskusji. Spotkanie przy świecach, świątecznie nakrytym stole, z opłatkiem i dobrymi słowami, z kolędami w tle. I nasi stali goście: PDG Alek Bończa-Tomaszewski – Guiding Lion „Amberek” z małżonką.
Mirka Szczęsna - Prezydent Klubu – obdarowała Amberki złotymi bombkami, na której napisała dla każdej z nas piękne życzenia noworoczne. Czytałyśmy fragmenty wierszy i filozoficznych przypowieści, nuciłyśmy kolędy – i mimo, iż był to dopiero 04 grudnia – niezauważalnie wkroczyłyśmy w bożonarodzeniowy nastrój, pełen radości i spokoju.
Był to podwójnie uroczysty wieczór. Zgodnie z naszą tradycją, w trakcie spotkania wigilijnego, przyjmujemy do naszego grona nowe członkinie. Tym razem było to święto Kasi Czajki, która od kilku miesięcy bardzo aktywnie uczestniczyła w życiu naszego klubu jako kandydatka. Przyrzeczenie przestrzegania Kodeksu Etycznego Liona, wpięcie znaczka z charakterystycznym „L”, certyfikat, gratulacje, wzruszenie....
Tradycja – jakże co roku oczekiwana. Dobrze, że w tym szalonym codziennym świecie, są takie ciepłe, serdeczne chwile w gronie przyjaciół.
Katarzyna Gebert
LC Gdańsk Amber
autor zdjęć: PDG Alojzy Bończa-Tomaszewski
Charytatywne kolędowanie - 05.01.2008 r.
- Szczegóły
- Kategoria: życie klubowe
- Opublikowano: 11 listopad 2013
- KasiaG
- Odsłony: 5167
Drugi już raz w historii klubu członkinie LC Gdańsk Amber wraz ze swoimi mężami, przyjaciółmi i innymi fanami działalności klubu, spotkały się na wieczorze kolęd w Dworku Bychowo. Wszystko wskazuje na to, że przedsięwzięcie zorganizowane po raz pierwszy w styczniu roku ubiegłego, stanie się tradycją i wpisze się na stałe do corocznego planu spotkań członkiń klubu z szerokim gronem przyjaciół...
Nasze spotkanie rozpoczęło się o godzinach wieczornych 5 stycznia. Gospodarze przywitali nas ciepłym posiłkiem, by zaraz po tym w sali kominkowej, gdzie czekał już fortepian i zaprzyjaźnione z klubem małżeństwo muzyków, rozpocząć kolędowanie. Przy akompaniamencie fortepianu śpiewaliśmy znane nam kolędy i pastorałki. Prezydent klubu Mirosława Szczęsna zadbała o to, żeby każdy uczestnik spotkania otrzymał zeszyt ze słowami kolęd. Głośno więc było bardzo, śpiewaliśmy wspólnie, dzieliliśmy się na głosy – wszystko pod czujnym okiem fachowców.
Żeby za bardzo się nie zmęczyć ciągłym śpiewaniem, a podczas wieczoru osiągnąć też nasz najważniejszy statutowy cel, jakim jest zbieranie funduszy, zorganizowaliśmy aukcję rzeźby i kilku obrazów. W spotkaniu uczestniczyła pani prezes fundacji „Krok po Kroku”, dla której to podopiecznych zaplanowałyśmy przeznaczyć zebrane podczas wieczoru fundusze. Pani Prezes przedstawiła zarys działalności fundacji i cele, na jakie mogłyby być przeznaczone zebrane środki. Uczestnicy spotkania odpowiedzieli pełna akceptacją, nie szczędząc funduszy podczas prowadzonej aukcji – zebrałyśmy kilka tysięcy złotych.
Po aukcji wróciliśmy do śpiewania. Jeszcze długo w bychowskim dworze słychać było kolędy w wykonaniu Lionów i ich przyjaciół.
Helena Prolejko
LC Gdańsk Amber
autorzy zdjęć: Elżbieta Menegon (LC Gdańsk Amber), Jarosław Prolejko
Wyprawa na Sycylię - 16-19.06.2008 r.
- Szczegóły
- Kategoria: życie klubowe
- Opublikowano: 11 listopad 2013
- KasiaG
- Odsłony: 10761
16 czerwca (poniedziałek)
Lecimy z Warszawy samolotem na Sycylię. Zostaliśmy przez Włochów zaproszeni na kilkudniowy pobyt, w trakcie którego m.in. ma być podpisana umowa jumelage między naszymi Okręgami.
Mamy międzylądowanie w Rzymie. Miło by było znaleźć naszą Panią Gubernator wraz z grupą gdańsko-bydgoską. Tym bardziej, że nasze loty mają różnicę tylko 15 minut.
SMS->Katarzyna – Gdzie jesteście?
SMS->Piotr – W Rzymie
Taaaaaaaa....., no ale się czepiam, odpowiedź była przecież poprawna.
Mimo olbrzymich przestrzeni na rzymskim lotnisku, jednak znaleźliśmy się: gate 1 – odloty krajowe. Z radością wyściskaliśmy się i poszliśmy przywitać Ziemię Włoską (wg najwyższych władz) dobrym Chianti z odrobiną nietartego parmezanu. Byliśmy w komplecie: Andrzej Hoffmann z małżonką Elą (LC Bydgoszcz), DG Katarzyna Gebert i Elżbieta Dziwulska (LC Gdańsk Amber), Krzysztof Jankowski, Piotr Maciejewski i Jerzy Szymański (LC Radom).
Kolejny lot i witamy w Katanii.
Odbieramy bagaże. Każdy zna tę chwilę niepewności czy jego walizki wyjadą na taśmociągu, czy ta bordowa to na pewno moja????? Człowiek oczekuje, denerwując się w miarę ubywania szczęściarzy, którzy już odebrali bagaż. Aż w końcu JEST!!! MAM!!! Biorę walizkę i wychodzę do zewnętrznego świata na spotkanie przygody. Tam już z bukietami dla naszych pań czekali włoscy Lioni.
Niestety Katarzyna z grupą „gdańsko-bydgoską” doświadcza innego scenariusza.
Bieganina, rozmowy, szukanie, chwile nadziei „o jest TAM!!!” i zwątpienia „...... a taka podobna”. Wezwano na pomoc oczekujących na nas Włochów i dzięki nim uzyskaliśmy zapewnienie lotniska, że bagaże się znajdą i dotrą do hotelu. Uspokojeni, całą grupą wychodzimy do oczekujących nas Włochów.
Powitanie, uściskanie, prawdziwie szczera, południowowłoska, żywiołowa radość.
Jedziemy kilkoma samochodami do naszego hotelu. Słowo „jedziemy” powinienem właściwie zastąpić jakimś słowem określającym przebijanie się na trzeciego, zawracanie w absurdalnych okolicznościach tuż przed rozpędzoną śmieciarką, mijanie się przy dużej szybkości tam, gdzie każdy Polak oczami wyobrazi widzi już zderzenie czołowe, omijanie o milimetry skuterów, składanie prawych lusterek tak, aby nie poobijać stojących aut, pokonywanie skrzyżowań przy pomocy klaksonu, gazu i Opatrzności. A to wszystko przy sympatycznej rozmowie z kierowcą, który częściej spogląda na rozmówcę niż na drogę. MISTRZOWIE!!!
Wyglądamy Etny, ale wśród ciasnej zabudowy Katanii miga nam czasem tylko jej dymiący krater.
Hotel miły, sympatyczny, czysty, 4-gwiazdkowy. Kolejny miły gest: na każdego z nas czekał prezent - symbol Katanii, czyli słoń z obeliskiem i paczka wspaniałych sycylijskich cukierków.
Za chwilę mamy kolację, więc małe przebieranko (ten kto może - zagubione bagaże nie dotarły) i idziemy. Włosi prowadzą nas przez Katanię, miasto utrzymane w klimacie XVIII-XIX wieku. Pewnie za chwile trafimy do jakiegoś hotelu albo restauracji tak sterylnie wysokiej klasy, że całkowicie wypranej z indywidualności, jak potrawy ze smaku. Zatrzymujemy się jednak obok otwartych drzwi, gdzie w przejściu wciśnięto na siłę ladę chłodniczą, wypełnioną tym wszystkim, co da się żywego złapać w morzu. Stoimy niezdecydowani, aż gospodarze wskazują nam wejście. Trafiliśmy do typowej sycylijskiej trattori, wyglądającej jak przyzwoite polskie bary mleczne. I to był strzał w dziesiątkę.
W nieformalnej atmosferze poznajemy przesympatycznego Dino wraz z Anną - jego żoną Polką, która zawsze i wszędzie nam pomaga. Jest też ich córką Izabella, urodzona we Włoszech, ale o polskiej duszy. To właśnie Iza wprowadziła do polsko-lioneskiego języka cudne słowo „bliźniaczenie” (w oficjalnym języku LCI "jumelage" lub "twinnings"). Był też Giuseppe wraz z żoną, którzy dbali o to, abyśmy zjedli to, co najlepsze. W miarę spożywania duszonych, marynowanych, smażonych, pieczonych i gotowanych owoców morza, czarnego makaronu z sosem z mątwy oraz wspaniałych pieczonych ryb śródziemnomorskich, tworzy się więź przyjaźni między ludźmi, spełnia się element kodeksu etycznego dotyczącego przyjaźni samej w sobie. Na następnych oficjalnych uroczystościach nie ma nawet cienia tej atmosfery przyjaźni i serdeczności.
Dziękujemy Wam włoscy przyjaciele, ta kolacja w trattori ma większą moc niż wszystkie oficjalnie podpisane pergaminy....
17 czerwca (wtorek)
Katania jest słodka i to w sensie dosłownym.
Na śniadanie mamy słodkie bułeczki drożdżowe, słodkie bułeczki francuskie, nutellę, miód, ciasteczka, drzem i grzanki ze słodkiego pieczywa. Mamy też jajka kurze gotowane na miekko-twardo i płatki śniadaniowe czekoladowo-miodowe.
Całkowicie zasłodzeni jedziemy zwiedzać Taorminę. To absolutnie niepowtarzalne miejsce. Nie może być inaczej, skoro miasteczko leży nigdzie indziej, jak na stokach wulkanu Etna, a jego niesamowicie strome i kręte uliczki biegną prościutko do pięknych, czystych plaż, otulonych błękitem morza. Jak cała Sycylia, Taormina nosi znamiona wielu kultur, które miały okazję zagościć tu dzięki greckim, arabskim, hiszpańskim i francuskim kolonizatorom. Wybudowane na stokach śliczne, kolorowe domki, urokliwe zatoczki i przesiąknięty wspaniałą atmosferą zabytkowy port. Wizerunek Taorminy doskonale uzupełniają też takie zabytki, jak świetnie zachowana grecka świątynia, gdzie czczono boginię Venus, czy ruiny greckiego teatru.
Grupa gdańsko-bydgoska jest od wczoraj w tych samych kreacjach, ale wierzymy, że bagaże są w drodze.
Więcej od słów o Taorminie pokażą zdjęcia. Jedno trzeba koniecznie wyjaśnić. Czasami na zdjęciach widać czerwono żółtą flagę Sycylii, składającą się z głowy na trzech nogach, poprzetykanych kłosami. Dość makabryczne. Symbolizuje to trzy prowincje Sycylii oraz jej trójkątny kształt.
W drodze powrotnej do hotelu panowie kupują kilka sycylijskich win: Marsala Fine słodkie 18% czyli wzmacniane, Nero D’Avola i Etna Roso - z zamiarem somalierskiej degustacji. Nasz kolega, po uwadze, „przecież to wino jak wino, więc polejcie" pił dalej z kamionkowej filiżanki bo odmówiliśmy mu zaszczytu kieliszka, zwłaszcza, że nas było trzech a kieliszki dwa. Marsala Fine po analizie trzech nosów, obejrzeniu pozostałości na kieliszku po zakręceniu i „przeżuciu” solidnego łyka, jako pierwsze wylądowało w zlewie z opinią nie nadającej się do picia cieczy, otrzymanej z bezczelnego słodzenia i alkoholizowania średniego wina. Kolejne było Nero D’Avola, ale o zbyt ziemistym (a właściwie "popielistym" - chyba z Etny) smaku. Wreszcie najtańsze Etna Roso było porównywalne z Sophia. Wniosek następujący: sklep, gdzie kupowaliśmy wino jest marny, bo wino podane nam do wczorajszej kolacji było całkiem grzeczne.
Grupa gdańsko-bydgoska dalej lansuje ten sam strój, tylko miny jakieś smutne i złe.
Wieczór. Jedziemy na bliźniaczenie między Okręgami do ekskluzywnego Yacht Clubu nad brzegiem Morza Jońskiego. I znowu zdjęcia więcej oddają niż słowa. Śródziemnomorska roślinność, dająca sobie świetnie radę mimo panujących upałów. Pojawiają się władze polskie i włoskie oraz wojskowe i kościelne, elegancki tłum w eleganckiej scenerii. Bardzo się cieszymy, że spotykamy naszego Konsula w Katanii - Pana Gerarda Pokruszyńskiego, sympatycznego i pomocnego człowieka. Część formalna przebiega jak każda część formalna: dużo serdecznych słów, prezentacje historii współpracy polsko-włoskiej i aktualnych działań naszego Okręgu. Wywiady dla telewizji i prasy.
Nasza Gubernator Katarzyna, Gubernator Giacona i polski Konsul podpisują akt "zbliźniaczenia" Okręgów. Symboliczne podarunki od Włochów. A nasze polskie? W bagażu Katarzyny - nie wiadomo w jakiej części świata....
Warto dodać tylko, że polskie kobiety potrafią wyczarować coś z niczego, bo bagaży dalej nie ma. Konsul obiecuje, że od rana, przy pomocy miejscowej policji (której zaprzyjaźniony szef siedzi w gronie gości honorowych) zajmie się tą sprawą.
Bankiet kończy się około 1oo w nocy - no cóż Włochy
18 czerwca (środa)
Śniadanie na słodko, brrrr ohyda!!! Toczy się walka o jedyną niesłodką potrawę, jaką są jajka na twardo.
Wielka radość w grupie "gdańsko-bydgoskiej" - w końcu dojechały bagaże. Wprawdzie nie wszystkie, ale podstawowe wyposażenie już jest.
Mimo ponad 30-stopniowego upału, wyruszamy na zwiedzanie Katanii. To spore, bo liczące 340 tysięcy mieszkańców miasto, leżące na wschodnim wybrzeżu, u stóp budzącej strach i podziw Etny. Powstała ponad 2700 lat temu jako kolonia grecka. Do naszych czasów zachowały się liczne ślady różnych kultur - rzymskiej, arabskiej czy też normandzkiej. Nieposkromiona Etna nie szczędziła miastu kataklizmów, ale mimo licznych erupcji, pożarów i trzęsień ziemi, Katania nie straciła najważniejszych zabytków. Starożytne ruiny intrygująco przeplatają się z bogatymi w zdobienia budynkami z baroku. Monumentalna katedra i nietypowa fontanna w kształcie słonia, zaprojektowana przez włoskiego artystę, Vaccariniego. Imponująco prezentuje się też wzniesiony w pierwszej połowie XIII wieku zamek Ursino, w którego wnętrzach nareszcie znaleźliśmy orzeźwiający chłód.
"Dookoła wszędzie Etna". Chodniki, jezdnie, budynki - wszystko zbudowane z materiału wulkanicznego. I wszystko obsypane kurzem-pyłem, wydobywającym się z krateru wulkanu: samochody, skutery (straszne ich mnóstwo w tym mieście), domy, roślinność i ludzie zapewne też. Dodając do tego wilgotność powietrza, tworzy się coś, co u nas nazywamy brudem, ale na Sycylii syzyfową pracą jest myć okna w domach, witryny w sklepach czy jeździć na myjnię samochodową.
Po atrakcjach architektonicznych Włosi wiodą nas na targ ryb, frutti di mare, owoców i słodyczy. Wrażenia wzrokowo-zapachowe nie do pogardzenia! Dziwne, ale nigdzie nie dostrzegliśmy żadnej muchy, ani jej podobnego stworzenia! Za gorąco?!
"Trzymajcie torby i aparaty przy sobie, bo tu wszystko może się zdarzyć..." ostrzegają nasi Włosi. Przyglądamy się pląsającym w wodzie żywym ośmiornicom różnych wielkości, najprzeróżniejszym gatunkom nieznaych nam ryb, zaglądamy w skorupki małżom i ostrygom. Ale do części "mięsnej" targu nie chcemy już iść. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień, szczególnie, że z dala smutnymi oczami spoglądają w naszym kierunku całe prosie głowy...
Teraz już marsz uliczkami do polskiego konsulatu, gdzie całą naszą grupę zaprosił na spotkanie pan Konsul Gerard Pokruszyński. To najmłodszy polski konsulat, ale bardzo potrzebny miejscowej, licznej polonii. Jesienią planowane jest otwarcie polskiej szkoły dla dzieci naszych rodaków, którzy czasowo zamieszkują okoliczny teren.
Wieczorem kolejne bliźniaczenie - LC Catania Stesicoro Centrum i LC Gdańsk Amber. Elegancki Sheraton z eleganckim towarzystwem, eleganckimi daniami oraz słodkimi mowami. I znów gratulacje, zdjęcia, podpisywanie dokumentów przez gubernatorów i prezydenta... I znowu okolicznościowe podarunki. Tym razem Polska też ofiarowuje - podwójnie, za wczoraj i dziś. Oj, jak brakuje cudownej atmosfery pierwszej kolacji we włoskiej trattori!
Grupa gdańsko-bydgoska jakaś odmieniona, uczesana, przebrana w inne szaty
I jeszcze przyjęcie nowego członka do LC Catania i przemowy z okazji rocznicy charteru włoskiego Klubu. Czas mija powoli, szczególnie, że jest strasznie gorąco i parno, a wszyscy w wieczorowych toaletach. Działająca na najwyższych obrotach klimatyzacja "burzy" paniom fryzury - pada komenda "wyłączyć". Otwarto więc drzwi na tarasy, licząc, iż wiaterek od morza przyniesie w zamian jakieś ochłodzenie. Niestety, złudne nadzieje! Włosi uspokajają: Kasia, przecież jeszcze nie zaczęło się lato! Wolne żarty: temperatura dochodzi do 40oC, a oni twierdzą, że to wiosna...
Włosi - ciekawy naród. Ci, w porównywalnym z nami wieku, świetnie mówią po włosku. I nic poza tym. Czasem któryś z nich próbuje włoskie słowo wypowiedzieć z angielskim akcentem i dziwi się, że nie bardzo rozumiemy, co do nas mówi. Gdyby nie Anna, Izabella i Dino - zginęlibyśmy z komunikacją wzajemną.
W ciągu tych paru dni pobytu na Sycylii nasi panowie dość skutecznie opanowali pewien podstawowy zasób włoskich słów. Czemu Włosi są tacy "oporni" na obce języki?
Ciekawie jest przyglądać się relacjom międzyludzkim na Sycylii. Każdy z nas dużo różnych opinii słyszał o tej krainie - teraz mamy możliwość ich weryfikacji. Chyba jednak świat stanął tu w miejscu...
19 czerwca (czwartek)
Śniadanie, hmmmm espresso doppio per favore i, proszę!, coś możliwie najmniej słodkiego!
Pakujemy się, Włosi podjeżdżają po nas już o 9oo. Zawsze są punktualni - aż dziw bierze, że w takiej temperaturze można zdążyć ze wszystkim. Czas na lotnisko, gdzie serdecznie żegnamy się z Dino, Anną i Izą - żal rozstawać się z tak ciepłymi, uczynnymi i przyjaźnie nastawionymi do nas ludźmi. Do zobaczenia w Polsce! Zapraszamy!
Piotr Maciejewskisp; DG Katarzyna Gebert
LC Radom LC Gdańsk Amber
Ps.
20 czerwca (piątek)
Cudowna jajecznica na boczku, boskie kanapki z szynką i ogórkiem małosolnym, herbata z cytryną, kilka rzodkiewek. Wszędzie dobrze, ale polskie śniadanie najlepsze!
Piotr M.
Wizyta Prezydenta Światowego LCI - 24-25.03.2008 r.
- Szczegóły
- Kategoria: życie klubowe
- Opublikowano: 11 listopad 2013
- KasiaG
- Odsłony: 4909
23 marca 2008 r.
W towarzystwie trójmiejskich Lionów Państwo Brandel pojechali na Wyspę Sobieszewską, gdzie znajdują się dwa ośrodki, wspierane przez gdańskie Kluby Lions. W Ośrodku dla Dzieci Niewidomych (filia Lasek) zaprezentowaliśmy obiekt, który zamierzamy wyposażyć w specjalistyczny sprzęt rehabilitacyjny tzw. „Salę Doświadczania Świata". To wspólny projekt Klubów Strefy Trójmiasto, o finansowe wsparcie którego zwróciliśmy się do LCIF.
Poinformowaliśmy Ala Brandela o złożonej przez nas aplikacji grantowej do LCIF, która miała być rozpatrywana w połowie marca, jednakże do dziś nie znamy decyzji w tej sprawie.
Zbyszek Felendzer(Pełnomocnik Gubernatora ds.grantu) w prezentacji multimedialnej przedstawił główne założenia projektu i jego beneficjentów – niewidome dzieci z Polski północnej, które dzięki staraniom Lionów będą mogły być leczone i rehabilitowane bez konieczności częstych podróży do Lasek pod Warszawą.
Państwo Brandel z dużym uznaniem komentowali nasz projekt.
Po zakończeniu prezentacji Al. Brandel przeprosił zebranych, tłumacząc, że musi wykonać pilny telefon. Jak wielkie było nasze zaskoczenie i radość, gdy po chwili z ust Wiceprezydenta Światowego usłyszeliśmy, że LCIF rozpatrzyło pozytywnie nasz wniosek i dostaniemy brakujące nam ok. 13.000 USD! Wszyscy bardzo się ucieszyliśmy, ale najbardziej Zbyszek – pomysłodawca i najbardziej zaangażowany w sprawę gdański Lion.
Następnie pojechaliśmy do Domu Pomocy Społecznej dla Niepełnosprawnych Kobiet, prowadzonego przez Siostry Pallotynki, który od 10 lat wspiera LC Gdańsk Amber. Podopieczne powitały parę prezydencką własnoręcznie wykonanymi pisankami.
Ze względu na późną porę, większość mieszkanek Ośrodka udała się już na spoczynek. Po zwiedzeniu Ośrodka, Siostra Renata – jego dyrektor – zaprosiła nas na wielkanocne słodkości, które bardzo przypadły do gustu Wiceprezydentowi.
24 marca 2008 r.
Już o 9:00 rano w siedzibie Kurii Metropolitalnej naszą delegację przyjął Jego Ekscelencja Arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Rozmowa przebiegała w bardzo serdecznej atmosferze, Ksiądz Arcybiskup z dużym uznaniem wyrażał się o działaniach polskich Lionów na rzecz dzieci i młodzieży oraz naszej współpracy z instytucjami kościelnymi, wspierającymi potrzebujących. Al Brandel opowiedział o swoich polskich korzeniach ze strony matki.
Lions Club International docenia wagę rozwoju lionizmu w Europie Wschodniej i Centralnej - Al Brandel obiecał duże wsparcie (nowe programy) dla krajów tego obszaru w swojej kadencji.
O godzinie 11:00 byliśmy umówienia na spotkanie z Prezydentem RP Lechem Wałęsą w siedzibie Jego Biura, w Zielonej Bramie na gdańskim Długim Targu.
W trakcie rozmowy Al Brandel poprosił m.in. Prezydenta Lecha Wałęsę o wskazówki, którymi winien się kierować Prezydent Światowy LCI, podejmujący strategiczne decyzje, związane z działalnością stowarzyszenia o globalnym zasięgu. Lech Wałęsa enigmatycznie powiedział, iż gdyby był członkiem i liderem naszej organizacji, starałby się wypracować i systematycznie wprowadzać w życie ponadnarodowy i ponadreligijny - akceptowalny dla wszystkich - dekalog zasad życia i współżycia w pokoju. Właśnie taka organizacja jak nasza, działająca poprzez swoich członków w większości krajów świata, ma szansę wprowadzenia globalnego ładu.
Al Brandel poinformował, że Lion Jimmy Carter (były Prezydent USA) zgłosił w ostatnim czasie Lions Clubs International do Pokojowej Nagrody Nobla. Tym bardziej powinniście zatem - stwierdził Lech Wałęsa - rozszerzyć swoje działania poza filantropię!
Spotkanie składało się z dwóch części: w pierwszej Kluby prezentowały swoją aktualną działalność, dorobek i plany na przyszłość. Druga część przeznaczana była na dyskusję, rozmowy, wymianę poglądów w sprawach, nurtujących Lionów.
Dużą i bardzo przyjemną niespodziankę przygotowali Wiceprezydentowi Światowemu Koledzy z LC Gdańsk Neptun. Cezary Orłowski, który obejmie funkcję Prezydenta Klubu już od 01 lipca br., wręczył Alowi Brandelowi czek z darowizną dla LCIF, z przeznaczeniem na Campaign Sight First II, na kwotę 5.000 USD.
Przekazaliśmy Alowi i jego małżonce Maureen pamiątkowe prezenty, które - mamy nadzieję - przypominać Im będą wizytę w Polsce i spotkania z nami. W końcowej części spotkania - tradycyjna "sesja fotograficzna" z parą prezydencką.
Przekazanie władzy w Rzucewie - 29.06.2008 r.
- Szczegóły
- Kategoria: życie klubowe
- Opublikowano: 11 listopad 2013
- KasiaG
- Odsłony: 4953
Słoneczna, tak jak co roku w tym ważnym dla Klubu dniu, pogoda, zachęcała do wyprawy w okolice Pucka – na Zamek w Rzucewie. Amberki z rodzinami i gośćmi około południa dojeżdżały do tego urokliwego miejsca z różnych stron Trójmiasta.
Nastrojowa piwnica z niskimi sklepieniami, w której obecnie urządzona jest kawiarnia, powitała nas upragnionym chłodem. Jak zwykle wspólny, duży stół, zapełniał się przywiezionymi przez uczestników specjałami domowymi: wypieki, sałatki, pasztety, smalec, owoce – nie było szans, by wszystkiego skosztować – a szkoda!
Mirka Szczęsna, kończąca prezydencką kadencję, z wielkim wzruszeniem rozpoczęła spotkanie. Przed rokiem dzielnie stawiła czoła wyzwaniu prowadzenia Klubu – dziś z uśmiechem wspominała minione miesiące. Każdy z nich był bogaty w działania klubowe - przypomniała nam o tym prezentacja multimedialna, wzbudzając podziw i liczne komentarze wśród naszych gości.
A potem podziękowania: od nas – dla Mirki, od Mirki – dla nas. Tradycyjnie ustępujący prezydent Klubu honorowany jest bursztynowym „drzewkiem szczęścia” z wygrawerowanymi ciepłymi słowami od koleżanek. Natomiast Mirka obdarowała porcelanowymi aniołkami koleżanki, które najwięcej jej pomagały w sprawach klubowych. Dodatkowo każda Amberka otrzymała kalendarz ścienny 07.2008 – 06.2009, ze zdjęciami z życia Klubu.
DG Katarzyna Gebert więcej zdjęć » w GALERII ZDJĘĆ |
|