LC GDAŃSK AMBER
zainaugurował swoją działalność 17.10.1998 r. jako pierwszy w Polsce północnej, a szósty w kraju klub kobiecy. Jego członkiniami są kobiety, które połączyła wrażliwość na potrzeby innych ludzi i chęć czynienia dobra. 
Działania Klubu skierowane są przede wszystkim do mieszkańców województwa pomorskiego...

Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego [OPP] od VII'2004 r. 



PREZYDENT
KLUBU

kadencji 2023/2024

ALICJA DUDANIEC


Przekaż 1,5% naszej organizacji

Rozliczenie PIT 2024 z PITax.pl oraz IWOP jest możliwe w ramach projektu "PITax.pl dla OPP".

Wyprawa na Sycylię - 16-19.06.2008 r.

16 czerwca (poniedziałek)
Lecimy z Warszawy samolotem na Sycylię. Zostaliśmy przez Włochów zaproszeni na kilkudniowy pobyt, w trakcie którego m.in. ma być podpisana umowa jumelage między naszymi Okręgami.  
Mamy międzylądowanie w Rzymie. Miło by było znaleźć naszą Panią Gubernator wraz z grupą gdańsko-bydgoską. Tym bardziej, że nasze loty mają różnicę tylko 15 minut.
SYCYLIASMS->Katarzyna – Gdzie jesteście?
SMS->Piotr – W Rzymie
Taaaaaaaa....., no ale się czepiam, odpowiedź była przecież poprawna.smiley
Mimo olbrzymich przestrzeni na rzymskim lotnisku, jednak znaleźliśmy się: gate 1 – odloty krajowe.  Z radością wyściskaliśmy się i poszliśmy przywitać Ziemię Włoską (wg najwyższych władz) dobrym Chianti z odrobiną nietartego parmezanu. Byliśmy w komplecie: Andrzej Hoffmann z małżonką Elą (LC Bydgoszcz), DG Katarzyna Gebert i Elżbieta Dziwulska (LC Gdańsk Amber), Krzysztof Jankowski, Piotr Maciejewski i Jerzy Szymański (LC Radom).
Kolejny lot i witamy w Katanii.
Powitanie na lotnisku w KataniiOdbieramy bagaże. Każdy zna tę chwilę niepewności czy jego walizki wyjadą na taśmociągu, czy ta bordowa to na pewno moja????? Człowiek oczekuje, denerwując się w miarę ubywania szczęściarzy, którzy już odebrali bagaż. Aż w końcu JEST!!! MAM!!! Biorę walizkę i wychodzę do zewnętrznego świata na spotkanie przygody. Tam już z bukietami dla naszych pań czekali włoscy Lioni.
Niestety Katarzyna z grupą „gdańsko-bydgoską” doświadcza innego scenariusza.frown
Bieganina, rozmowy, szukanie, chwile nadziei „o jest TAM!!!” i zwątpienia „...... a taka podobna”. Wezwano na pomoc oczekujących na nas Włochów i dzięki nim uzyskaliśmy zapewnienie lotniska, że bagaże się znajdą i dotrą do hotelu. Uspokojeni, całą grupą wychodzimy do oczekujących nas Włochów.
Powitanie, uściskanie, prawdziwie szczera, południowowłoska, żywiołowa radość.

ulice KataniiJedziemy kilkoma samochodami do naszego hotelu. Słowo „jedziemy” powinienem właściwie zastąpić jakimś słowem określającym przebijanie się na trzeciego, zawracanie w absurdalnych okolicznościach tuż przed rozpędzoną śmieciarką, mijanie się przy dużej szybkości tam, gdzie każdy Polak oczami wyobrazi widzi  już zderzenie czołowe, omijanie o milimetry skuterów, składanie prawych lusterek tak, aby nie poobijać stojących aut, pokonywanie skrzyżowań przy pomocy klaksonu, gazu i Opatrzności. A to wszystko przy sympatycznej rozmowie z kierowcą, który częściej spogląda na rozmówcę niż na drogę. MISTRZOWIE!!!
ulice KataniiWyglądamy Etny, ale wśród ciasnej zabudowy Katanii miga nam czasem tylko jej dymiący krater.
Hotel miły, sympatyczny, czysty, 4-gwiazdkowy. Kolejny miły gest: na każdego z nas czekał prezent - symbol Katanii, czyli słoń z obeliskiem i paczka wspaniałych sycylijskich cukierków.
Za chwilę mamy kolację, więc małe przebieranko (ten kto może - zagubione bagaże nie dotarły) i idziemy. Włosi prowadzą nas przez Katanię, miasto utrzymane w klimacie XVIII-XIX wieku. Pewnie za chwile trafimy do jakiegoś hotelu albo restauracji tak sterylnie wysokiej klasy, że całkowicie wypranej z indywidualności, jak potrawy ze smaku. Zatrzymujemy się jednak obok otwartych drzwi, gdzie w przejściu wciśnięto na siłę ladę chłodniczą, wypełnioną tym wszystkim, co da się żywego złapać w morzu. Stoimy niezdecydowani, aż gospodarze wskazują nam wejście. Trafiliśmy do typowej sycylijskiej trattori, wyglądającej jak przyzwoite polskie bary mleczne. I to był strzał w dziesiątkę.
i kto ma teraz pierwszeństwo?W nieformalnej atmosferze poznajemy przesympatycznego Dino wraz z Anną - jego żoną Polką, która zawsze i wszędzie nam pomaga. Jest też ich córką Izabella, urodzona we Włoszech, ale o polskiej duszy. To właśnie Iza wprowadziła do polsko-lioneskiego języka cudne słowo „
bliźniaczenie” (w oficjalnym języku LCI "jumelage" lub "twinnings"). Był też Giuseppe wraz z żoną, którzy dbali o to, abyśmy zjedli to, co najlepsze. W miarę spożywania duszonych, marynowanych, smażonych, pieczonych i gotowanych owoców morza, czarnego makaronu z sosem z mątwy oraz wspaniałych pieczonych ryb śródziemnomorskich, tworzy się więź przyjaźni między ludźmi, spełnia się element kodeksu etycznego dotyczącego przyjaźni samej w sobie. Na następnych oficjalnych uroczystościach nie ma nawet cienia tej atmosfery przyjaźni i serdeczności.
Dziękujemy Wam włoscy przyjaciele, ta kolacja w trattori ma większą moc niż wszystkie oficjalnie podpisane pergaminy....

Dino i Piotr Krzysztof, Anna i Elaczarny makaron z sosem z mątwy...