Lionów wycieczka do Lwowa - 4-5.10.2009 r.
Trzeba przyznać, że 4 rano w niedzielę to barbarzyńska godzina. Szczególnie po sobotnich atrakcjach pokonwencyjnych... No, ale cóż - szef lioneskiej ekspedycji Krzysztof Gotfryd (LC Rzeszów) tak zarządził i prawie 40 Lionów punktualnie zajmowało miejsca w autokarze na rzeszowskiej Starówce. Dwudniowa wycieczka do Lwowa była jedną z atrakcji, towarzyszących Nadzwyczajnej Konwencji Okręgu 121, przygotowaną dla przybyszów z całej Polski.
Po sprawdzeniu czy każdy uczestnik ma ważny paszport (przykro byłoby zostać na polsko-ukraińskiej granicy), autokar wyruszył w kierunku Medyki. Już po paru minutach większość z nas uzupełniała niedobór snu tej nocy.
Budziliśmy się, dojeżdżając do przejścia granicznego. Kilka samochodów, snujący się ze wszystkich stron mudurowi bez cienia uśmiechu na twarzy. Oj, szybko zapomina się czasy sprzed obowiązywania układu z Schengen. Formalności, zaglądanie w oczy, podejrzliwość... Ale mimo tego pani żołnierz z ukraińskiej straży granicznej wychodziła z naszego autokaru rozbawiona dowcipnymi konwersacjami z kolegami Lionami.
Po pół godzinie ruszyliśmy szosą do Lwowa. Ze znaków drogowych wynikało, że to tylko 70 kilometrów - powinniśmy więc szybko dojechać. Niestety, asfaltowa droga pełna wybojów i dziur, pozwalała nam tylko spokojnie napawać się mijanym krajobrazem. Żadnego szaleństwa z prędkością. A może to celowe działanie - pod turystów?
Sympatyczne, drewniane chatynki, gdzieniegdzie kolorowo malowane ściany, w obejściach bałagan, kobiety w chustach na głowie. Widoki kiedyś i u nas normalne...
Ale w końcu upragnione tablice z napisami LWÓW. Niedzielne przedpołudnie, ale w centrum ruch znaczny. Ulice, wąskie jak na dzisiejsze czasy (z przedwojenną zabudową - miasto nie było zniszczone w czasie wojny), po których kursują dodatkowo tramwaje, ludzie przechodzący na drugą stronę bez względu czy jest to dozwolone, zaparkowane na jezdniach samochody - wszystko to było wyzwaniem dla naszego kierowcy. Przy Kościele Św.Elżbiety dołączyła do nas miejscowa przewodniczka, świetnie mówiąca po polsku.
Zaczęliśmy do Grekokatolickiej Katedry Św. Jury. Trwa niedzielna msza święta, więc mamy okazję posłuchać pięknych śpiewów modlitewnych i dyskretnie rozejrzeć się we wnętrzu tej świątyni. Obiekt pięknie odrestaurowany, słońce radośnie odbija się w złoceniach zewnętrznych ozdób katedry. Naprzeciwko pokaźny pałac włodarzy katedry, w którym rezydował Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie swojej wizyty we Lwowie.
Kolejnym punktem programu był Cmentarz Łyczakowski, komunalna nekropolia, na której znajdują się groby ludzi różnych religii. Odwiedzamy groby i grobowce słynnych Polaków: Marii Konopnickiej, Gabrieli Zapolskiej, Artura Grottgera, Rodziny Zamojskich, Stefana Banacha. Słuchając faktów i anegdot z życia tych wybitnych Polaków, wędrujemy alejkami cmentarza, podziwiając nagrobki i liczne rzeźby, upamiętniające emocje tych, którzy zostali wobec tych, którzy odeszli...
Cmentarz Orląt Lwowskich i Grób Nieznanego Żołnierza. Słuchamy znanej nam historii w łagodnej interpretacji Ukrainki... Tuż obok, za wysokim żywopłotem groby i pomnik ku chwale tych, którzy z młodymi Polakami walczyli.
Po powrocie do centrum miasta zwiedzamy eklektyczną Operę Lwowską - dzieło sztuki architektonicznej, ze wspaniałymi rzeźbami i obrazami. W sali balowej "obowiązkowe" zdjęcia przy lustrach, duplikujących obraz do nieskończoności.
W końcu 2 godziny "czasu wolnego". Obiad, spacer ulicami, deser w kafejce, przejażdżka dorożką. Potem przejazd do hotelu, gdzie wieczorem na uroczystej kolacji w towrzystwie lwowskich Lionów, zabawia nas baciarska grupa kabaretowa LEOPOLIS.
W poniedziałek od rana całodniowe zwiedzanie centrum zabytkowego miasta. Dzielnica Ormiańska z odrestaurowaną Katedrą Ormiańską, Dzielnica Ruska i Katedra Uśpienia Najświętszej Marii Panny, Dzielnica Żydowska, Stary Rynek i Bazylika Ojców Bernardynów z pomnikiem Św. Jana z Dukli - patrona Lwowa. Starówka z kamienicami królów, magnatów i kupców oraz Katedra Rzymsko-Katolicka z przepięknymi witrażami, wystrojem i organami. Wysoka kolumna na Placu Adama Mickiewicza, z której nasz wieszcz przygląda się życiu miasta. Dotarliśmy również do kamienicy, na której znajduje się rzeźba lwa, restaurację której sfinansowali polscy Lioni.
Jeszcze tylko zakup pamiątek, ostatnie zdjęcia w promieniach zachodzącego słońca i czas wracać do Polski. Wrażenia ze Lwowa? Piękne miasto, w którym na każdym kroku stykamy się z naszą historią. W którym wszędzie można porozumieć się po polsku. Trudno jednak nie oprzeć się smutkowi, iż tak wiele pięknych, zabytkowych obiektów popada w ruinę. I wcale nie trzeba zaglądać na podwórka dostojnych kamienic, by to stwierdzić...
Wesoły autokar z polskimi Lionami dotarł do Rzeszowa około północy.
PDG Katarzyna Gebert
LC Gdańsk Amber
autorzy zdjęć: K.Gebert, A.Guziałek