Rejs ZAWISZĄ CZARNYM dzieci z Gołotczyzny - 23-24.05.2011 r.
Z okazji Dnia Dziecka Lions Club Warszawa Centrum zabrał w maju 2011 roku blisko trzydzieścioro dzieci z Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Gołotczyźnie pod Ciechanowem w dwudniowy rejs szkoleniowy “Zawiszą Czarnym” po Zatoce Gdańskiej. Statek wypłynął z Gdyni do Gdańska i na Hel, gdzie zacumował przy nabrzeżu na noc, i następnego dnia powrócił do Gdyni. Nie był to turystyczny rejs “szczurów lądowych”. Dzieci, nawet te najmłodsze, stanowiły rzeczywistą załogę trzymasztowego szkunera i pełniły - stosownie do wieku i możliwości fizycznych - wszystkie obowiązki marynarzy. Od obsługi żagli i steru do szorowania pokładu, przygotowywania jedzenia, zmywania po posiłkach i sprzątania kubryku.
*
Przygoda zaczęła się późnym popołudniem na nabrzeżu Basenu Prezydenta gdzie opodal “Daru Pomorza” czekał “Zawisza”, a przed nim, przy trapie, ubrany w galowy mundurkapitan Marek Ihnatowicz, oficerowie i stała załoga statku - z mechanikiem oraz kucharzem “Kogutem”, który wkrótce miał stać się ulubieńcem wszystkich dzieci. Klika minut później dzieci zostały podzielone na wachty, na czele których postawione zostały wychowawczynie, wachty zostały zaokrętowane w kubryku i po kolejnych minutach rozpoczęło się szkolenie. Z zasad bezpieczeństwa, z obsługi bomów i żagli i innych żeglarskich czynności. Starsi, odważniejsi, mogli też, z asekuracją, wdrapać się na maszty by na ich szczytach poczuć co to jest adrenalina.
Po kolacji, do której czas upłynął nie wiadomo kiedy, na statek przybyli goście zaproszeni przez klub oraz przez hm. Tomasza Maracewicza, komendanta Centrum Wyszkolenia Morskiego ZHP - armatora statku. Goście nie byle jacy. Legenda polskiej floty handlowej, kapitan żeglugi wielkiej Andrzej Drapella, który na morzu spędził blisko sześćdziesiąt lat, prezes Agencji Rozwoju Gdyni, Anna Samorowska, przedstawicielki wydawnictwa Operon Anna Marek i Magdalena Klisiewicz, dwie harcerki z Komendy Hufca Gdynia im. Bohaterów Gdyni, druhny Agnieszka Szlosowska i Marika Trojanowska oraz nasi przyjaciele z klubów Wybrzeża - Katarzyna Gebert (LC Gdańsk Amber) i Leszek Fiertek (LC Gdynia). A kiedy dzieci, załoga i goście umościli się w kubryku przyszedł czas na prezenty, morskie opowieści, naukę szant i harcerskie gry, które przeniosły się pod koniec spotkania na pirs. Prezenty nie tylko dla każdego dziecka indywidualnie. Dla placówki opiekuńczej w Gołotczyźnie, na ręce jej dyrektora - Beaty Tyszkiewicz, wydawnictwo Operon przekazało także ekstra prezent - laptopa.
Emocje trudno było opanować. Niektóre, co starsze, dzieci nie położyły się spać do samego rana, a i dorosłym zgromadzonym później w mesie nie chciało się długo w noc wędrować do kabin. Kiedyś trzeba było to jedna zrobić. Nowy dzień zbliżał się szybko. I, jak miało się wkrótce okazać, postanowił dać prawdziwą morską szkołę świeżo upieczonej załodze “Zawiszy”.
Początkowo nie było źle. Trochę wiało, ale dzieciaki rzuciły się niczym stare wilki morskie do żagli. Wkrótce stanął jeden z nich i ostrożnie, pod czujnym okiem kapitana i oficerów wypłynęliśmy z portu w kierunku Gdańska. Po godzinie byliśmy już w Gdańsku na wysokości Westerplatte, a po kolejnej godzinie kierowaliśmy się w stronę Helu. Teraz jednak nie było już tak wesoło - zaczęło kiwać i w krótkim czasie, co tu dużo mówić, spora część załogi naprawdę poznała co to jest pływanie po morzu. W pewnym momencie jednocześnie aż kilkoro dzieci “kłaniało się” przy burcie falom. Na szczęście na chorobę morską jest sposób - praca. Trzeba się czymś zająć i wtedy nudności schodzą na drugi plan. Tak też stało się i tym razem. Oficerowie zatrudnili przy pracach pokładowych kogo dało się i chorujących od razu było mniej. Zresztą do pokładowej pracy nikogo nie trzeba było zachęcać. Więcej - chłopcy, nie tylko starsi, ale nawet najmłodsi domagali się nawet od oficerów aby zwalniali z pracy dziewczęta. Oczywiście o tym nie mogło być mowy - załoga podzielona była na wachty i każdy musiał mięć siłę aby w odpowiednim czasie wypełnić swoje obowiązki.
Z tego zapału, szczególnie chłopców, dorośli trochę w duchu podśmiewali się. Kiedy dzień wcześniej chłopcy dowiadywali się, że na “Zawiszy” trzeba naprawdę popracować trochę marudzili. A teraz, po kilkudziesięciu godzinach na statku chcieli zastępować w pracy dziewczyny...
Szczęśliwie morski chrzest zbliżał się do końca. Na horyzoncie było już dobrze widać helski port, a w porcie, jak to w porcie, statkiem nie kiwa. A kiedy nie kiwa to i humory wracają. Zacumowaliśmy przy nabrzeżu i szybko wróciły. Pora była z resztą na to najwyższa ponieważ na załogę czekał już na nabrzeżu miejscowy przewodnik Jakub Zaniewski, który, gdy dowiedział się jaką szczególną załogę ma tym razem “Zawisza”, nie tylko bez najmniejszego wahania odmówił przyjęcia honorarium, ale zabrał się do oprowadzania po atrakcjach Helu ze szczególnym entuzjazmem. Podobnie honorowo potraktował swoją pracę również Zbigniew Wikiera, mieszkający w Helu artysta muzyk, który po kolacji wraz z przyjacielem dał na statku koncert szant. Dzieciakom bardzo przydała się harcerska lekcja z poprzedniego dnia. Z wypiekami na twarzy śpiewały żeglarski “hymn“: “Gdzie ta keja, gdzie jest ten jacht…”.
Charytatywna postawa helskich przewodników i pieśniarzy udzieliła się także kapitanatowi portu Hel, który zrezygnował z pobierania od “Zawiszy” stosownych opłat. Charytatywnie też - uzupełnię - zawiozła dzieci nad morze warszawska firma “Mazurkas Travel”.
Do Gdyni wróciliśmy następnego dnia koło południa. Na pożegnanie, pod czas uroczystego apelu, wszyscy uczestnicy rejsu otrzymali pamiątkowe plakietki przedstawiające “Zawiszę” oraz rzecz bezcenną. Certyfikat odbycia rejsu morskiego na “Zawiszy“, dowód przynależności do jedynej w swoim rodzaju rodziny - do rodziny Zawiszaków, o czym zwykły śmiertelnik może tylko marzyć.
I to w bardzo szczególnym momencie. We wrześniu 2011 roku “Zawisza Czarny” skończył pięćdziesiąt lat.
A skoro mowa o rocznicach dodać jeszcze koniecznie trzeba, że przez te pięćdziesiąt lat “Zawisza Czarny” nigdy nie gościł na swym pokładzie dzieci z domu dziecka. Dziewczęta i chłopcy z Gołotczyzny byli pierwsi. I dlatego komendant Centrum Wyszkolenia Morskiego ZHP podjął z tej okazji decyzję bez precedensu. Od tej pory każdy uczestnik tego niezwykłego rejsu, kiedy ukończy piętnaście lat będzie mógł wrócić na “Zawiszę”, aby nieodpłatnie wyruszyć na morze jako wolontariusz.
----------------------------
Ps. Koszt rejsu dzieci z Gołotczyzny “Zawiszą Czarnym” sfinansowały LC Warszawa Centrum i LC Gdańsk Amber.
Mieczysław Szczepański fot. Teresa Pawłowska
Prezydent LC Warszawa Centrum Sekretarz LC Warszawa Centrum
Uczestnicy podróży na pokładzie ZAWISZY CZARNEGO z certyfikatami rejsu
Wśród dzieci, w drugim rzędzie, drugi od lewej Tomasz Maracewicz - komendant Centrum Wyszkolenia Morskiego ZHP. W czwartym rzędzie w środku Mieczysław Szczepański - prezydent Lions Club Warszawa Centrum, Beata Tyszkiewicz - dyrektor Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Gołotczyźnie, kpt. Marek Ihnatowicz, Teresa Pawłowska - sekretarz klubu. (fot. Filip Sikora)